HistoriaPoczęcie
Była sierotą wychowaną o ulicy, o znamiennie smutnym imieniu - Aud. Jak ćma pragnęła uwagi i uczuć których jej w życiu zaoszczędzono, w tym pragnieniu nie było rozsądku ni mądrości. Była głupota i łatwowierność.
Aud, głupiutka młoda Aud, spotkała na swej drodze człowieka który przygarnął ją do swojego schronienia, ogrzał zmarznięte ciało i wypełnił żołądek strawą. Był jak ojciec którego nie miała, jak ojciec który opiekuje się swoim dzieckiem i poświeci mu wszystko. W zamian za jedną przysługę.
Bała się lasu. Jego ramion wyciągniętych ku niebu, wrogiego szelestu liści, zapachu wilgotnego mchu, szorstkości kamienia wbijającego się w plecy.
Nie lubiła powrozu wbijającego się w ramiona, ani oddechu wiatru na nagiej piersi, nie lubiła goryczy halucynogennych grzybów które kazał jej wypić ten którego nazywała ojcem.
Nie lubiła tego co śmierdziało piżmem i solą, czego pazury wbijały się w jej nagie białe uda. Nienawidziła tego co zasiało tamtej nocy w niej ziarno życia, co zlizywało krew z jej nóg i brzucha.
Ale kochała to, co z kolejnymi miesiącami rosło w jej łonie, najpierw powoli i cicho a potem gwałtownie i szybko. Jej dzieci. Jej szczenięta.
Ylva i Egill
Nie wiedziała czemu ją poświecono w tamtym rytuale, czy to była jedna z Bestii żyjących w lasach, czy może jeden z Bogów przybrał tak plugawe oblicze by wystawić ją na próbę. Jednak ten który przysięgał, że będzie ją chronił i karmił w zamian za tą jedną przysługę, wyrzucił ją ze swego domostwa.
Szukała więc miejsca gdzie ma się skryć, a opiekę dał jej chram Llabronacha. Przyjęli ją kapłani tak jak niegdyś przyjął ją tamten mężczyzna. Brzemienna potrzebowała opieki i ją dostała, prosząc kapłanów by jeśli jej żywot zakończy się wraz z powiciem dzieci, to by Bogom je oddać i do nauk kapłańskich przyuczyć. Miała nadzieje, że w ten sposób zdejmie przekleństwo które miało pożreć dusze jej szczeniąt. Imiona ich miały być Ylva i Egill.
Krzyk kobiety rozdarł ciszę. Na gieźle kwitły plamy krwi, lecz nie u zbiegu ud. Wyżej. Ponad łonem. Gdy osuwała się na ziemię, gdy jej ciałem szarpały konwulsje. Kapłani nie byli zdolni by ją ratować, nie byli też zdolni nic uczynić, gdy jej dzieci czyniły sobie drogę na ten świat.
Ona krzyczała.
A szczenięta gryzły, szarpały, rwały.
I płakały gdy udało im się przedostać przez miękkość tkanek.
Kwiliły dwa niewiniątka i kłach jak u wilczych pomiotów i zamkniętych, pozlepianych oczach jak psie młode.
Oto i bez matki i ojca. Dwie dusze na zawsze oddane Bogom, ale wbrew bogów. Bliźniacze wilczątka.
Potwory.
Nieboże sierotki
I tak minęły dni i noce od kiedy zagubioną duszę Aud pokierowano do Bogów, jej szczenięta obmyto z krwi i owinięto w czyste płótna. Wraz z mijającym czasem otworzyły swe wilcze oczy - kolejny przejaw ich prawdziwej natury. Bliźnięta często płakały, zaś mamki skarżyły się, na pogryzione piersi. Jednak udało się odchować je do wieku, w którym wiadomo było, że dłużej w tym chramie znajdować się nie mogą bo łamią każdą zasadę prowadzącą ich życie. Życzenie ich matki jednak było jasne - mają służyć Bogom.
Oboje oddano więc do bliźniaczych jak oni, świątyń Nydo i Roth. On panu wojny, ona zaś walkiri co mężczyzn na polach bitew ratuje.
I tak szczenięta wyrosły.
On i Ona. Jak dwie krople wody. O włosach w barwie płomieni, średniego wzrostu, jednak o barkach szerokich i mocnych rękach które dzierżyły miecze. Gotowi przelewać krew za swych bogów.
Byli nierozłączni. W walce, w modlitwie, w odpoczynku. I w snach.
A sny mówiły by walczyć w imię tych których kochali. Bogów.
Idźcie i przelejcie krew tych co są naszymi wrogami.
A oni przelali krew.
Nie po ludzku, jak zwierzęta. Bezlitośnie polowali aż do ostatniego tchu ich ofiar. Ich spaczona natura nie potrafiła dać im wrogom łatwej śmierci.
Nieszczęście.
Przyszło we śnie. Miało oblicze skryte za maską i a bezosobowy głos echem rozchodził się wśród mgieł. Ślady krwi na śniegu. Było Jedynym. Stwórcą. Stworzycielem. Wszechmogącym. Wiecznym.
Mówiącym we śnie.
Z czasem wątpliwości pojawiały się w rozmowach z bratem. Najpierw nieśmiało, potem coraz częściej. Coraz mocniej. Czy Bogowie są bogami skoro zależni są od ludzi których stworzyli? Skoro są śmiertelni i może nastać ich koniec, to muszą mieć też początek. Czy ktoś ich stworzył? Jeśli miałby taką moc by tworzyć istoty zdolne do kreacji, to do czego sam był zdolny?
On podzielał jej zdanie.
I wtedy też zaczął śnić.
A w tych snach dostali runy. Piękne zdobne, niepowtarzalne. O tysiącach znaczeń niezrozumiałych dla ludzi.
Egill ozdobił jej ciało tymi runami.
A ona ozdobiła jego.
Zaprzestali walki dla bogów którzy nie byli bogami.
I pewnego razu, tak jak zaplanowano w dniu ich narodzin, on sprowadził na nich oboje nieszczęście. On powiedział o słowo za dużo. A ich dopadła Inkwizycja.
Byli tropieni i ścigani jak zwierzęta. Byli zdrajcami.
Jego zabili a ona uciekła do lasu.
I tak zakończyła się historia byłej kapłanki Roth imieniem Ylva Auddottir w kronikach Inkwizycji. Zaginęła.
Svanhildur
Minęły tygodnie i miesiące, rok, lub dwa, gdy w ręce Berserka Ingvara Svenssona trafiła zdziczała kobieta o wilczych oczach. Została jego niewolnikiem, thrallem, początkowo zabawka, jednak z czasem gdy przyzwyczajała się do ludzi i społeczeństwa zyskała nowy status. Była jego sługą, grzała mu łoże, dbała o ekwipunek i o to by jego żona miała co do garnka włożyć a dzieci z kim bawić. Jednak milczała, wodząc za nimi tylko swym niepokojącymi oczami.
Czas uciekał. Ona zaś grzała się przy pańskim ogniu i chroniła nowe domostwo.
Imię zyskała po roku gdy na polowaniu uratowała swego pana spod łap niedźwiedzia. Dostała imię i nazwisko. Przestała być thrallem. Została wyzwolona.
Była Svanhildur Ingvardottir. Przybraną córką berserka.
Pozwolono jej się szkolić, pozwolono pokazywać na co ją stać, jak lojalna jest wobec nowej rodziny i organizacji.
Znów przelewała krew za coś w co wierzyła i co odważyła się pokochać. Co było jej. Własne.
Pięła się coraz wyżej, od rekrutki aż na stanowisko Huskarla którym cieszyła się bardzo długi czas. Udowadniała swoją lojalność wobec tych którzy ją przyjęli na kolejnych misjach, nieraz kończących się dla niej poważnymi ranami.
Gdy zmarł Ingvar długo zastanawiano się czy zaoferować jej jego posadę. Wszyscy widzieli z jakim zapałem i dzikością potrafi walczyć Svana. Jednak nie stawiała się nigdy na świętach ku czci Nydo, zawsze wybierając modlitwę w samotności.
Synowie Ingvara byli za młodzi by dostać tę rolę. Córki wolały poślubić nadobnych mężczyzn. A Svanhildur? Svanhildur była lojalna jak pies.
Lub udomowiony wilk.