Wszelkie prawa do użytych utworów posiada Adrian von Ziegler



 
IndeksSzukajLatest imagesRejestracjaZaloguj

Share
 

 Deus Vult (Budowa)

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Varoth Danath

Varoth Danath



Deus Vult (Budowa) Empty
PisanieTemat: Deus Vult (Budowa)   Deus Vult (Budowa) PbSQ75uWto Mar 06, 2018 4:42 pm


   
Lord Inkwizytor Varoth Danath
∴ Słońce ∴

   
Informacje podstawowe

   WIEK: 40
   RASA: Człowiek
   PODTYP: N/A
   ORGANIZACJA: Inkwizycja
   RANGA: Wielki Inkwizytor
   WYZNANIE: Nydo


   

   
Zdolności i słabości

   
ZDOLNOŚCI

   »  Niezwyciężona światłość - Varoth przywołuję aurę niebiańskiej światłości, oplatającą obszar dookoła siebie o promieniu dwudziestu metrów. Mimo jasności, światło nie oślepia tych, którzy znajdują się w jego obrębie, zamiast tego powodując u nich przyjemne uczucie ciepła i wzmagając pewność siebie oraz siłę woli dotkniętych działaniem tej zdolności. Wzmocnienie siły woli nie działa przeciw samemu Varothowi, którego słowa stają się dodatkowo motywujące dla osób, będących pod wpływem zdolności. Acz dla prostego ludu, nawet po prostu demonstracja tej umiejętności z daleka jest wyczynem godnym boskiego wybrańca.
   »  Promień oczyszczenia - Varoth przywołuje wiązkę skupionego światła ze swojej dłoni lub broni, którą w niej trzyma. Ktoś z bardziej zaawansowanej cywilizacji nazwałby ją po prostu laserem o sporej mocy i właśnie na takiej zasadzie działa. Promień przepala wszystko na swojej drodze, z szybkością zależną od wytrzymałości materiału na ciepło.
   »  Perswazja
   »  Siła woli
   »  Wytrzymałość
   »  Używanie broni - Miecz i tarcza
   »  Siła
   »  Noszenie pancerza

   
SŁABOŚCI

   »  Rasizm - Varoth uważa ludzi za główną rasę, godną do tego by przywrócić światu porządek poprzez wiarę. Przedstawicieli innych ras traktuje z dystansem w najlepszym, a otwartą pogardą i pierwszeństwem na stos w najgorszym przypadku. Nie-człowiekowi nie zaufa, a duma nie pozwoli poprosić o pomoc.
   »  Wiara - Tak samo siła jak i słabość. Wielki Inkwizytor patrzy na świat tylko i wyłącznie przez pryzmat swojej wiary i wszystko co się z nią nie zgadza, błyskawicznie prowadzi do potencjalnie zbędnego konfliktu.
   »  Megalomania - Gdyby w encyklopedii była ilustracja przy tym słowie, byłaby tam jego twarz.
  »  Brak zdolności pływania - Zbroja czy bez zbroi, i tak generalnie idzie na dno jak kamień. 


   

   
Wygląd


Oczy niczym para słońc są pierwszą rzeczą, która zwraca uwagę przy pierwszym spotkaniu z Varothem. Jego tęczówki są bowiem ciemno żółte i przyciągają uwagę pewnością siebie i siłą woli, która się za nimi kryje. W dodatku z reguły padają na osobę z którą rozmawia z góry, z racji solidnych dwóch metrów wzrostu, jakimi może się pochwalić Wielki Inkwizytor. Ramiona ma równie imponujące, stojąc szeroko i pewnie, nie pozostawiając wątpliwości, że pod ubraniem chowa się ciało godne wojownika, nawet, jeśli lata młodzieńczego zapału ma już za sobą. Zależnie od tego z czym się do niego przyszło, pierwsze wrażenie zostawia albo jako przerażający wróg, albo potencjalny sojusznik, którego względy trzeba sobie zaskarbić za wszelką cenę.
Wrażenie to nie blednie po dłuższym zatrzymaniu wzroku na detalach jego wyglądu. Jego głowę pokrywają gęste ciemne włosy, ewidentnie zadbane, jak przystało na kogoś piastującego ważny urząd. Najczęściej trzyma je zaczesane do góry, przynajmniej kiedy nie planuje spędzenia większości dnia w hełmie, na walce. O jego brodzie, wraz z wąsem otaczającej nieco cienkie usta można powiedzieć to samo co o włosach, gdyż utrzymuje ją wyłącznie na trzy lub cztery centymetry, ale równie gęsto i zdrowo co włosy na głowie, póki wiek mu na to wciąż pozwala. Jego cera już jednak niestety powoli wydaje się poddawać upływowi czasu, ujawniając jego wiek w kilku delikatnych acz zauważalnych zmarszczkach na czole. Rysy jego lekko podłużnej twarzy nadają mu nieco surowy wygląd, ale przez to wszelki przejaw uśmiechu na jego twarzy jest natychmiast zauważalny i ciężko nie poczuć się luźniej i nie ulec dobremu humorowi, kiedy nawet Wielki Inkwizytor się uśmiecha.
Kiedy dłużej zastanowić się nad jego postawą natomiast, szybko staje się jasne, co powoduje takie a nie inne wrażenie, jakie wywołuje jego obecność. Jego krok jest pewny, długie i silne nogi stąpają pewnie i nie zwykł zaczynać ruchu, nie będąc pewnym, że go dokończy. Nawet, jeśli coś stało na drodze. Wszystko co robi wydaje się mieć swój cel, każdy ruch jest sprawny i mimo zmarszczek na czole wciąż nie brakuje mu szybkości, kiedy sytuacja tego wymaga.
Gdyby komuś udało się go natomiast wyciągnąć z ubrań, szybko dało by się dostrzec długą bliznę, przechodzącą na skos przez jego plecy, ewidentnie od ciecia mieczem. Rana jest zaskakująco dobrze zagojona, ale i tak każdy kto ją widzi zastanawia się, jak Varoth przeżył takie cięcie, gdyż ewidentnie płytkie nie było. Ma też kilka mniejszych śladów po różnych starciach, acz jedynym innym godnym uwagi jest poszarpana blizna po pazurze na prawym ramieniu. Wszystkie nosi jednak z dumą, nie wstydząc się ich, a wręcz każdą traktując jak medal. W końcu, skoro nadal tu był, ten, który mu to zrobił nie mógł tego samego o sobie powiedzieć.

   
Charakter

   Ponad wszystko inne, Varoth jest człowiekiem z wizją. Jedna ludzkość, zjednoczona wiarą, porządkiem i siłą, władająca światem, który otrzymali nie jako prezent od bogów, ale jako wyzwanie, któremu muszą podołać, by być godnymi nazywania się jego panami. Żadna puszcza, niezdobyta góra czy najstraszniejszy drapieżnik nie mają być powodem, dla którego człowiek skłoni głowę. Kłaniać należy się tylko przed Bogami i tylko z wdzięczności i uwielbienia, podczas modlitwy.
Jak przystało na Wielkiego Inkwizytora, jest dumny ze swojego stanowiska i trudu, jaki był konieczny, by do niego dosięgnąć. Traktuje swój tytuł nie jako nagrodę, a jako największy test jego wiary i zdolności, jaki mógł na niego nałożyć Nydo i ma zamiar nie tyle mu podołać, co przełamać wszelkie oczekiwania.
Czuje się na miejscu jako wojownik i dowódca. Pole walki jest jego płótnem, tarcza paletą kolorów a miecz pędzlem, który uparcie zawsze wybiera czerwień. Adoracja i wiara w sprawę w oczach podlegających mu wojowników natomiast, jest dla niego największym błogosławieństwem jakim obdarowuje go jego patron. Z odważnymi ludźmi którym ufa i o których wie, że mu ufają, gotów jest wyjść na przeciw całemu światu, w dodatku ze szczerym przekonaniem o możliwości zwycięstwa.
Mimo to, ciężko sobie zasłużyć na jego szacunek, zwłaszcza nie-ludziom. Od kogoś, kogo miałby szanować, albo wręcz zaufać, bez wątpienia wymaga po pierwsze wiary, po drugie oddania Inkwizycji i sprawie o którą walczy. Kiedy jednak ktoś zasłuży na jego szacunek, bądź nazwanie przyjacielem, szukanie pomocnej dłoni z jego strony niemal zawsze zakończy się powodzeniem. O przyjaciół i godnych towarzyszy broni zadba jak o własną rodzinę. Zdrada natomiast jest dla niego największym grzechem. Czy wobec niego, czy kogokolwiek innego. Sam nigdy nie będzie oczekiwać od nikogo, żeby wbić komuś nóż w plecy, nawet największemu wrogowi. Osobiście wbije ci miecz w twarz, raz za razem, aż twoja twarz przestanie przypominać twarz. Gdyby ktoś jego zdradził natomiast.. lepiej nie opisywać jak wyglądałaby jego zemsta.
Jego charakter należy nazwać twardym, a jego system wartości nie podlega dyskusji. Tak jak eliminacja apostatów jest dla niego priorytetem, tak nie uważa ich za aż tak duże zagrożenie, za jakie mają ich niektórzy jego towarzysze. Są dla niego tylko przeszkodą na większej drodze, która prowadzi na niezbadane tereny, którymi człowiek ma zawładnąć. Inne rasy mogą albo zejść z drogi, albo zostać zdeptanymi po drodze. Nieludzi w szeregach inkwizycji traktuje jak użyteczne narzędzia, które należy wyrzucić, kiedy przestaną być przydatne.
Nie jest jednak ze stali, nawet, jeśli większość jego podwładnych tak o nim myśli. Długimi nocami, jego myśli lubią wracać do straconej małżonki. Kiedy nikt nie patrzy, nie wstydzi się łzy, spływającej po policzku. Trzyma swoje słabości dla siebie, by być jak najefektywniejszym przewodnikiem dla Inkwizycji. Zarówno na tle duchowym jak i na polu walki.


   
Historia

   Historia Wielkiego Inkwizytora zaczyna się tak, jak historia każdego człowieka w idealnym świecie powinna. Kiedy mama i tata bardzo się kochali, i tak dalej. W każdym razie, Varoth przyszedł na świat w pełnej, dobrej rodzinie. Jego rodzice nie byli może najzamożniejsi, ale na pewno mieli pewne źródło utrzymania w postaci ojca kowala. Dzięki temu, dziecięce lata przeżył nadzwyczaj spokojnie i stabilnie. Matka uczyła go czytania i pisania, ojciec szacunku, męskości i respektu dla uczciwie zarabiających na życie ludzi. Stary Danath bowiem był bezkompromisowy w swoim światopoglądzie. Nie raz ta czy inna szajka próbowała wyłudzać od niego haracze, tylko po to, by wszyscy wyłudzacze wracali do swoich mocodawców  skrajnie poobijani. Jak to na energicznego młodzieńca jednak przystało, mały Varoth był zbyt zajęty bawieniem się z innymi dziećmi, by przejmować się takimi sprawami dłużej niż kilka minut. W końcu jego tata był najlepszy i nikt mu nie podskoczy, a co! Dziecięca naiwność, oczywiście, acz kryło się w niej ziarno prawdy, gdyż kuźnia długie lata stała w najlepsze.
Prócz wszystkich zwyczajnych cech jednak, przyszły Inkwizytor wyniósł z domu jeszcze jedną, najważniejszą rzecz. Wiarę. Oboje jego rodziców oddawało cześć bogom, z naciskiem na Llabronacha. Ojciec nawet twierdził, że ognisty pies raz mu się objawił, acz pozostało to na zawsze tylko opowieścią, której mały Varoth słuchał co prawda z wielką chęcią, acz z wiekiem coraz mniej w nią wierzył.
Wiek buntu był dla pierworodnego rodziny Danath dokładnie tym - buntem. Zamiast uczyć się rzemiosła od ojca, o wiele bardziej preferował studiowanie sztuki tego, co robić z mieczem, kiedy już jest wykuty. Kiedy tylko mógł, wymykał się z domu, patrzeć jak trenowała straż i następnie odtwarzając ich ruchy tak wiernie jak tylko potrafił. Z początku jego rodzice oczywiście to tolerowali, gdyż który młodzieniec nie marzył o byciu rycerzem a która niewiasta nie marzyła o byciu porwaną ku zachodowi słońca przez jednego. Miesiące jednak mijały, a Varotha było coraz mniej w domu a jeszcze mniej w ojcowskiej kuźni. Ciężko było się małemu jednak przejmować surowym spojrzeniem swojego staruszka, kiedy pewien inkwizytor nadzorujący straż przyuważył chłopaka, ćwiczącego w rytm straży kawałek dalej. Malet, gdyż tak na imię było temu inkwizytorowi, był już starszym jegomościem, acz nadal oddanym Inkwizycji i porządkowi, jaki zapewniała. Oddanie to jednak kosztowało go wiele wyrzeczeń, na przykład szansę na założenie własnej rodziny. Młody, zapalony wojownik, w dodatku wznoszący szybką modlitwę do Nydo przed każdym "treningiem", był dla niego ideałem syna, którego nigdy nie miał. Pewnego dnia, obserwując małego Varotha, rzucił ciepłym komentarzem na temat techniki, którą próbował odtworzyć, otwierając drzwi ku długotrwałej przyjaźni między mentorem a uczniem.
Dni młodzieńca szybko zaczynały podążać za jednym planem. Wstać, coś zjeść, spędzić tyle czasu ile się da z treningowym mieczem w ręce i wrócić do domu, by zebrać opiernicz od ojca i zostać zaciągniętym do miecha i kowalskiego młotka. Z początku, było mu oczywiście ciężko nadążać za takim rytmem, ale jego zapał nie malał, a mięśnie z racji ciężkiej pracy powoli zaczynały do zapału dorastać. Kiedy ciało przywykło i przestał być chodzącym zakwasem, została mu tylko radość ze sposobu życia. Znajdował jakiś balans między zabawą a obowiązkami, zyskując w oczach nie tylko własnego ojca, ale i Maleta, którego szybko zaczął traktować jak wuja. Jasne jednak było na czym faktycznie się skupiał i starszy Inkwizytor aż błyszczał dumą, widząc, jak chłopak się rozwija dzięki jego radom. Do miecza szybko dołączyła tarcza i nie trzeba było długo czekać, aż Malet złapał się na fakcie, że musi używać nieco siły, by blokować ataki swojego podopiecznego. Kilka tygodni później, sprezentował małemu na 14 urodziny medalik z wizerunkiem Nydo jako prezent.

Błogie młodzieńcze lata wydawały się chłopakowi rajem na ziemi. Spędzał sporo czasu nad hobby, które sprawiało mu frajdę i budowało zarówno ciało jak i pewność siebie, co przekładało się na popularność wśród rówieśników. W domu mogło co prawda być lepiej, gdyż krzywemu spojrzeniu ojca nie było końca, acz jakoś i do tego przywykł. Wszystko wydawało się świetnie układać, póki jednego wieczoru, nad dzielnicą w której mieszkała rodzina Danath nie rozbrzmiały dzwony, podnoszące alarm, że coś się paliło. Najnowsza lokalna bandycka szajka bowiem wzięła sobie na cel kowala, któremu dobrze się wiodło, oferując mu "ochronę". Ci jednak nie obawiali się zrobić z kogoś przykładu i właśnie na kowala trafiło. Varoth wrócił do domu akurat, by zobaczyć jak bestia o pysku wilka przebija jego ojca mieczem i podkłada ogień pod kuźnię. Młodzieniec dał się porwać emocjom i ruszył na napastnika z treningowym, drewnianym, mieczem i modlitwą do swojego patrona jako jedyną bronią. Oczywiście, starcie potoczyło się tak dobrze, jak można było przewidzieć. Chłopak co prawda zadziwił bestię tym, jak dobrze sobie radził, acz nadal nie miał większych szans. Drewniany mieczyk szybko poszedł w drzazgi i nie wiele brakowało, by Varoth został wrzucony w szybko rozprzestrzeniający się ogień.
Na zewnątrz zaczęli się zbierać ludzie odpowiadający na krzyki o pożarze, ale ich uwagę szybko odwrócił promień czystego światła, który przeszył płomienie i ryk uciekającego człowieka-wilka, trzymającego się za wypalone oko. Ogień następnie przekroczyła sylwetka chłopaka, który następnie padł na ziemie z wyczerpania, z rozszarpanym ramieniem i osmalonymi ubraniami. Straż jak zwykle przybyła na miejsce, kiedy było po wszystkim, znajdując chłopaka, którego widzieli z Inkwizytorem Maletem i kontaktujący się z nim, z decyzją co do niego. Malet popełnił tego dnia pierwszy od dawna grzech, kłamiąc, że był krewniakiem chłopaka i tym samym załatwiając mu miejsce u świątynnego uzdrowiciela.

Varoth został bez niczego. Jedyne co przetrwało pożar to jego zapał i chęć zemsty na bestii odpowiedzialnej za odebranie mu wszystkiego. "Wujek" Malet szybko jednak naprostował chłopaka, nie chcąc, by skończył jak reszta jego bliskiej rodziny, rzucając się w walkę, której nie mógł wygrać. Korzystając z faktu, że młodzieniec był dość postawny, udało się przemilczeć rok w tą czy inną stronę, zaciągając go faktycznie do straży a jego opiekun wbił mu do głowy, że była to najlepsza opcja nie tylko na dobranie się do odpowiedzialnych ale i na dalsze niesienie boskiego porządku. Żółtooki nie przeklinał bowiem bogów za to, co się stało, a wręcz przeciwnie, przeklinał niewiernych, odrzucających porządek zarówno boski jak i ziemski, trudząc się działalnością przestępczą.
Kolejne dwa lata po tragedii, zemsta umykała młodzieńcowi, ale on za to nie umykał wzrokowi przełożonych Straży, wywodzących się z inkwizycji. Varoth bowiem nie tylko działał sprawnie, kiedy trzeba było zneutralizować tego czy innego zbiega, ale zwracał też na siebie uwagę swoją pobożnością i zdolnościami magicznymi, bardzo pasującymi do wizerunku Inkwizytora. Patrząc, że Malet powoli poddawał się swojemu wiekowi, któż był lepszym uzupełnieniem tarczy w szeregu po staruszku niż jego protegowany? Młodzieniec oczywiście zaakceptował ten werbunek, wciąż wspominając dzień złożenia inkwizytorskiej przysięgi jako jeden z najbardziej dumnych dni swojego życia. Nie kierowała nim jednak całkowicie wiara w tych latach. Tak jak na swój sposób oddawał cześć Nydo, tak swoje inkwizytorskie przywileje wykorzystywał do tropienia szajki odpowiedzialnej za śmierć jego rodziców. Mimo to, wciąż zajęło mu rok wpadnięcie na ich ślad i kolejne pół roku, zanim jego żelazny but zapukał do drzwi ich siedziby. Nie był oczywiście sam, gdyż szajce składającej się w 90% z bestii łatwo dało się wmówić apostazję i przekształcić całą sytuację w małą krucjatę. Zimna stal spotkała się z futrem, tnąc i rżnąc w imię Nydo, dostarczając inkwizycyjnej sprawiedliwości bestiom, żerujących na słabszych ludziach. To też zalicza się do wspomnień, do których Wielki Inkwizytor chętnie powraca. Zwłaszcza do strachu w pojedynczym oku tego, który osobiście podłożył ogień pod kuźnię ojca.

Prócz uciszenia pragnienia zemsty, akcja ta miała jeszcze jedną poważną konsekwencję. Podczas rajdu faktycznie udało się znaleźć dowody wskazujące na powiązanie szajki z apostatami a Varoth jako organizator tego wypadu bardzo przypodobał się wielu starszym Inkwizytorom. Dalsze lata jego życia nie różniły się wielce od tych pierwszych. Miał on bowiem nie tylko naturalny talent do walki, ale coraz częściej zaczynał imponować tez tym jak sprawnie potrafił przy pomocy słów wpływać na sytuację. Poza tym, jego rozwijające się zdolności magiczne działały inspirująco na otaczających go towarzyszy broni. Dzięki temu wszystkiemu piął się nie tylko na szczeblach kariery w inkwizycji, ale także w prywatnym życiu. Zwrócił bowiem na siebie uwagę pewnej młodej kapłanki Roht, która składała go po jednej akcji, która co prawda zakończyła się sukcesem ale nie bez pewnego uszczerbku na zdrowiu w postaci długiej blizny na jego plecach. Patrząc jednak, że rana ta zaprowadziła go w ramiona pięknej dziewczyny imieniem Ciara, był skłonny wybaczyć dzierżącemu zweihander apostacie, który go o nią przyprawił.
W wieku dwudziestu lat, Varoth mógł za dnia pochwalić się kilkoma własnymi podkomendnymi w szeregach Inkwizycji a kiedy słońce schylało się ku wieczorowi, urodziwą i opiekuńczą kobietą, czekającą na niego w domu. Zaledwie rok mu wystarczył, by z całkowitą pewnością siebie, zamienił tą kobietę w żonę. Oboje jednak, jako słudzy bogów nie mieli drugiemu za złe, kiedy znajdywali w domu puste łóżko. On czasem musiał tropić niewiernych, ona zostawać w świątyni, utrzymując przy życiu jego towarzyszy broni. Acz w sumie samotne noce były tymi, w których przynajmniej jedno z nich znajdowało najwięcej snu.


   
Ciekawostki

   » Jego ulubionym daniem jest kurczak
   » Swój miecz nazwał "Gniewem Słońca" a tarczę "Wolą Ludzkości"
   » Z każdej walki którą stoczył, nawet najmniejszej utarczki, zawsze zabiera sobie jakąś pamiątkę
   »  Jedynym co sobie pozostawił po żonie i synu to medalion, który kiedyś podarował swojej wybrance. Resztę spalił.
   »  Nie zwykł się modlić do swojego patrona poza oficjalnymi uroczystościami Inkwizycji. Uważa pole walki za najgodniejszą świątynię dla Nydo a pieśń graną mieczem za najodpowiedniejszy psalm na jego cześć.
   »  Krzywo patrzy na wyznawców Niaki, ale nie na tej samej zasadzie co na nieludzi.  
Powrót do góry Go down
 
Deus Vult (Budowa)
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Budowa
» Hurr durr budowa

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: 
Kraina zabawy
 :: 
Otchłań
-
Skocz do: