Wszelkie prawa do użytych utworów posiada Adrian von Ziegler



 
IndeksSzukajLatest imagesRejestracjaZaloguj

Share
 

 Za każdą twoją głupotę dąb ułamuje sobie jedną gałąź

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Taeil
Córka medyka

Taeil



Za każdą twoją głupotę dąb ułamuje sobie jedną gałąź Empty
PisanieTemat: Za każdą twoją głupotę dąb ułamuje sobie jedną gałąź   Za każdą twoją głupotę dąb ułamuje sobie jedną gałąź PbSQ75uPią Mar 09, 2018 6:39 pm

Reidun „Taeil” Hall
∴ Marzyciel ∴

Informacje podstawowe

WIEK: 20
RASA: Człowiek
RANGA: Córka medyka
WYZNANIE: Brodoczycho


"Niesamowite, jak ten świat w swym chaosie się utrzymuje"


Zdolności i słabości

ZDOLNOŚCI

»  Medycyna (II)
»  Rzemiosło – Krawiectwo (I)
»  Zwierzęta (I)
»  Zwinność (I)
»  Zdolność przetrwania (I)
»  Percepcja (I)
»  Rzemiosło – Hafciarstwo (I)

SŁABOŚCI

»  Słaba odporność – dziewczyna jest naprawdę chorowita, jak na kogoś, kto ma kontakt z lekami na co dzień i sam posiada jakiś tam poziom wiedzy medycznej. No ale niestety taka jest już jej uroda.
»  Słaba tężyzna fizyczna – to akurat się wiąże z powyższym, bo bywały okresy, kiedy matka jej nie wypuszczała z domu, żeby przypadkiem nie zachorowała na coś poważniejszego. To tak w przerwach od chorowania.
»  Podatność na stres – chociaż ciężko to po niej poznać, to dziewczyna tak naprawdę bardzo łatwo się denerwuje. Apogeum można poznać po rutynach, jakie wprowadza w swoje życie, żeby nieco sobie zdjąć ciężaru z barków – a to będzie nadmiernie nagle mrugać oczami, a to będzie podnosić ręce w określony sposób, może być to każdy najmniejszy, ale powtarzający się ruch czy sekwencja ruchów.
» Nawracające koszmary – O ile zwykle Rei nie pamięta swoich snów, o tyle jeśli je pamięta, to kończy się to nieprzespaną nocą lub słabo przespaną, ale przede wszystkim – zmieszaniem dnia następnego.



"Ale w sumie potem i tak wszystko to rypnie"


Wygląd

Jedną z cech charakterystycznych jej wyglądu jest to, że nie wyróżnia się w tłumie, dopóki nie będziesz z nią zaznajomiony. Co mam na myśli? A to, że z łatwością stanowiłaby część szarego tłumu, ponieważ jej wygląd naprawdę nie jest niczym odstającym od normy. Mało tego – jej aparycja mogłaby nawet ją jeszcze bardziej ukrywać między ludźmi. Przede wszystkim jest ona średniego wzrostu – ani za wysoka, ani za niska (będąc bardziej dokładnym – tak circa 163 cm ma), choć potrzebuje stołka do sięgnięcia najwyższych półek. Z powodu wrodzonej łatwości na łapanie różnych choróbsk, dziewczyna jest blada jak ściana, ale nie przezroczysta. Bardzo łatwo się też czerwieni, czy to od wysiłku, czy to od zawstydzenia. Co do postury, na szczęście nie grozi jej bycie zbyt chudą, ale wydaje się po prostu… drobna. Wrażenie jeszcze pogłębia fakt, że najczęściej ubiera się o jedną warstwę ubrań więcej niż przeciętny mieszkaniec miasta by w daną pogodę ubrał. To tak na wszelki wypadek, żeby nie przewiać sobie przypadkiem czegoś. Nie ma też co szukać u niej jakichś większych krągłości, wszystko się mieści raczej w średniej ogólnej. Posiada dosyć drobną twarzyczkę o milusich polikach, przez co może wyglądać trochę młodziej niż w rzeczywistości. Jej główkę zdobią ciemne, coś między brązowym a czarnym, włosy, które są niesamowicie długie, bo sięgają jej mniej więcej do pasa. Zwykle więc je jakoś uplata w warkocze, upina lub stara się schować pod ubraniem, żeby nie zostawiała po sobie metrowych włosów zaczepionych o wszystko. Na buzi można zaobserwować całkiem duże niebieskie oczy, okolone imponującą zasłoną z kruczoczarnych rzęs – jej osobistą dumą. Zostają nam jeszcze jej drobne usta o intensywnie czerwonej barwie, najpewniej z powodu nadmiernej ingerencji rąk z jej strony. Ubiera się… pospolicie. Wygodnie. Chociaż nie może ukryć, że podoba się jej elegancja istot postawionych wyżej, skora jest raczej ją oglądać niż ubierać, ponieważ u siebie ceni przede wszystkim funkcjonalność, użytkowość i wieloletność. Czy jest coś godnego jeszcze uwagi? Na plecach ma ładnie ułożone pieprzyki. Bezkształtnie, ale ładnie, po prostu miło się patrzy. Na prawym boku ma niemalże już niewidoczną bliznę po ranie, której się nabawiła przy upadku z drzewa w wieku zbyt młodym, żeby liczyć się z konsekwencjami. No, to w sumie tyle. Naprawdę się nie wyróżnia, ale jak już zawita do twojego życia, to choćby miała na sobie piętnaście warstw i worek na głowie, to będziesz w stanie ją poznać. Nie wiem, może to coś od niej bije po prostu.

Charakter

Gdybym miała dokładnie opisywać jej usposobienie, to zaczęłabym od tego, że jest wyraźny podział między „Reidun” a „Taeil”. Nie mówimy tu jednak o schizofrenicznym rozszczepieniu czy innym rozdwojeniu jaźni, ale o zwykłej różnicy w zachowaniu, kontraście w podejściu do życia – o wewnętrznym i zewnętrznym wizerunku. Bowiem jeśli ktokolwiek kojarzy taką drobną istotkę, zwaną potocznie i opisowo „córką medyków”, to pewnie może przywołać postać niezwykle… irytującą? Oczywiście nie w godzinach pracy, ponieważ wymagany jest od niej pełen profesjonalizm. Chodzi o te „godziny po”, kiedy nie musi asystować matce, kiedy wysyłana jest po jakieś sprawunki czy służy za pośrednika. Jest to bowiem dziewczyna po prostu dziwna, mająca swoje naleciałości, od których uwolnić się nie może. Będziesz próbować jej wyperswadować manierę nazywania rzeczy po swojemu, swoistego „chrzczenia rzeczywistości” czy kwestionować jej metody pracy (jak na przykład sposób zapamiętywania, takie tam), ale wiedz, że ona się tym zbytnio nie przejmie. Znaczy, spotkasz się z mniej lub bardziej emocjonalnym i widocznym odzewem z jej strony, ale na pewno nigdy, przenigdy nie zmieni swojego postępowania. Potrafi być głośna, potrafi mruczeć półsłówka, ale nie próbuj doszukiwać się powodu, bo najczęściej go nie ma – jest to bardzo… „kobiece”, ale niestety w większości przypadków o dziennym humorze decyduje układ kamyków na drodze za domem i zgryzota całego zastępu bóstw.
Oto Taeil. Ta niekiedy narwana, a potem wypalająca się ze wstydu drobniula, która na pewno żyje według własnego porządku, jednak nie ujmujmy tego w negatywnym sensie. Po prostu w niektórych momentach jej podejście do życia jest na pewno ekscentryczne, do tego stopnia, że aż sama siebie nie rozumie, ale skoro tak myśli, to tak musi być, znaczy, tak jej się wydaje, no bo tak. Każdy mógłby powiedzieć, że jest sobie naturalna i jest to termin, którego się trzymajmy, cokolwiek by on nie znaczył. Wszystkie jej zachowania posiadają jakiś zawiły ciąg przyczynowo-skutkowy, a jeśli miałaby postąpić wbrew sobie, to będzie ją to kosztowało niesamowity wysiłek i miliony kroków dreptania w kółko i rozmyślania nad tym postępowaniem. Jeśli uważasz, że ona coś robi bez sensu, to najpewniej tak jest, ale ważne, że dla niej jakiś sens istnieje. Ponieważ potem połączy z tym kolejną bezsensowną rzecz, tworząc połączenie bezsensownych rzeczy, na które pewnie jeszcze zmarnowała swoją i tak ograniczoną energię. Łatwo się też jednak wycofuje ze swoich postanowień, ale to też zalicza się do tej ciągłości. Jednakże to nie tak, że nie respektuje zewnętrznych zasad czy hierarchii, o nie. Jest jak najbardziej przykładnym obywatelem w tym chaotycznym świecie, tj. nie pcha się nikomu w paradę, chyba że trzeba wykonać czynności medyczne. Oczywiście szanuje przestrzeń drugiego człowieka, jest wyjątkowo nieinwazyjna, nawet jeśli przepełnia ją ciekawość. Pozwoli sobie na złośliwe komentarze, ewentualne zagajenie tematu, ale robi to w sposób jednak kulturalny. I tego samego zwykle wymaga od drugiej strony, inaczej można spotkać się z wyraźnym chłodem z jej strony. A, właśnie, jeszcze jedno – jest wyjątkowo łatwa do przeczytania. Nie ukrywa emocji i jakoś niespecjalnie jej na tym nie zależy (oczywiście oprócz momentów zagrożenia czy takich, gdzie lepiej się nie wychylać, wtedy stara zachować się zimną powagę i stoicyzm, ale różnie z wykonaniem). To nie znaczy jednak, że można z niej wszystko wyciągnąć, o nie. Dziewczyna potrafi jasno postawić swoje granice, których nie przekroczysz, dopóki ona ci nie pozwoli. Wracając na mniej poważny ton, potrafi też przypadkowo coś palnąć. Albo rozmyślnie w środku rozmowy coś przypadkowego. Czasami ma taką potrzebę. Oto Taeil.
Za to Reidun jest tą osóbką, która płacze po nocach, ponieważ znowu musiała przed pójściem spać pięć razy się przeciągnąć z taką intensywnością, że poczuła ból w mięśniach. To jest ta pani, która nie radzi sobie z intensywnością swoich koszmarów i która stara się trzymać na wodzy wszystkie wewnętrzne troski. Jest dużo bardziej empatyczna i wydaje się pełniejsza od siebie, bardziej wyrazista. Możesz wtedy o niej powiedzieć, że nie siedzi w swoim własnym światku. Ukradkiem zachwyca się ulotnością chwil, barwami świata, tonami głosów ludzi. Reidun jest tą osobą, która trzyma przy sobie karty swoich wspomnień, która nie powie wprost, że znowu brzuch ją boli.
Jednak to nie jest też tak, że jest albo Taeil, albo Reidun. Jak to zwykle bywa, jej osobowość przelewa się między tymi stanami, choć na pewno społecznie góruje Taeil. Kiedy jednak trzeba, wewnętrzna wrażliwość się uzewnętrznia, choć dalej wypływa z niej potok bezsensownych słów i wydaje się nieco wyrwana z własnego obrazka. Ale jest to jednak rzecz oczywista i warta własnego poznania, ponieważ kiedy już ktoś przedrze się do „Reidun” i pobędzie z nią chwilę, to później ten podział nie ma już żadnego znaczenia. Staje się niepotrzebną kategoryzacją i zbędnym nazewnictwem jednego i tego samego. Ponieważ wtedy społecznie odrealniona i wewnętrznie prawdziwa dają pełen obraz jej osobowości.

Historia

Tak właściwie… Tak właściwie, jeśli miałabym cokolwiek powiedzieć, to to, że pochodzi z rodziny o tradycji medycznej. Nie żeby jej to przeszkadzało, wręcz przeciwnie – czuje się dumna ze swego pochodzenia. A jako że był to biznes wielopokoleniowy, to byli w stanie sobie zapewnić godne utrzymanie, choć bogaczami nie byli, a i jak nadchodziły nędzniejsze okresy, to i oni oszczędzać musieli. Urodziła się jakiegoś wieczoru, była pierwszym i jedynym dzieckiem, z którym od zawsze były problemy – czy to natury wychowawczej, czy zdrowotne. To co rodzice zawsze jej wypominali, to fakt, że miała nienaturalnie duże skłonności do bajdurzenia, do gadania własnym językiem. Ot, przypadłość dziecka z wybujałą wyobraźnią. Niektóre elementy tego jej zostały do dziś, głównie kiedy chodzi o zapamiętywanie, po prostu jakoś jej jest tak łatwiej. Co tam jeszcze… Wychowana w wierze do najstarszego drzewa, co zawsze było dla niej logiczne – uważała i uważa, że cała jej rodzina musiała w pewnym momencie doświadczyć przewodnictwa Brodoczycha, skoro mają jednak tak silny związek z naturą. Nigdy jednak wiara nie zajmowała jej większej części życia – była i jest religijna, ale nie obnosi się z tym zbytnio, trzyma raczej dla siebie. Obecnie prowadzi zakład z matką, gdzieś między w okolicach targowiska. Od siódmego roku życia zaczęła przyjmować nauki do fachu, żeby w przyszłości przejąć rodzinny interes. Zarówno matka, jak i ojciec kształcili ją z różnych zagadnień – żeby mogła leczyć, żeby mogła jakoś o siebie zadbać, jakby się zgubiła w lesie, żeby przypadkiem nie zjadła tych drugich jagód. A ona w sumie bardzo to lubiła, bo było to zawsze do jakiegoś stopnia fascynujące.
Ach, bo jej ojciec nie żyje. I to był w sumie taki moment zwrotny w jej życiu, ponieważ od tamtej pory zaczęła miewać te swoje koszmary. Ale chwila, moment, już tłumaczę, jak to wyszło.
Generalnie jej ojciec ciężko zachorować na coś, cholera wie co to było. Paskudztwo rozwijało się długo i niepostrzeżenie, a jak już zaatakowało, to zaatakowało z impetem, nie dając zbytnio czasu na reakcję. Jaka to musi być tragedia, ciężka i nieuleczalna choroba w rodzinie medyków, tak długo niezauważona i nieleczona. Był to ich dramat rodzinny, ale co innego było tragicznym punktem całej tej sytuacji. Otóż ojciec jej zaczął u schyłku życia szaleć. Wykrzykiwał niezrozumiałe słowa, dławił się własną śliną w apoplektycznych atakach gniewu na cień za oknem. Świadomość przedzierała się zwykle w dwóch momentach – w pierwszych minutach działania środków uspokajających i czasem w godzinach wieczornych. Matka zabraniała jej wchodzić do ojca, bo najzwyczajniej w świecie bała się tego, co może się stać. Więc wchodziła do niego sama, nie pozwalając Reidun się zbytnio z nim widywać, chyba że przez szparę od drzwi. Potem zaczął kraczeć jak ptak, walić głową o ścianę i jęczeć w marazmie niezrozumiałe modlitwy do drzew w lesie. A w domu starano się to ignorować.
Pewnego dnia zarówno matka, jak i córka obudziły się z przekonaniem, że coś złego się dzisiaj stanie. Chodzono na paluszkach, wyjątkowo nawet zamknięto zakład, doglądano ojca. A stało się to dopiero wieczorem, kiedy wydawać się mogło, że odzyskał wtedy na chwilę jasność umysłu. Błagalnym tonem poprosił żonę o przyprowadzenie dziecka. Ile ona miała wtedy lat, szesnaście? Siedemnaście? Szesnaście chyba jednak miała. Posłusznie przyszła, zastanawiając się, czy stanie się to, co powinno się w takich momentach stać – ojciec wypowie ostatnie ckliwe słowa do córki, a potem w spokoju wyzionie ducha.
- Reidun, czy wiesz, jakie mogłoby być niebo? – zapytał cicho tamtego wieczoru, przy słabym blasku świec.
Nie odpowiedziała, bo nie zrozumiała, o co mu chodziło.
- Niebo mogłoby być każdego koloru i konsystencji, jeśli tylko mógłbym być bogiem. A gdyby na górze zamiast chmur wirowały liście dębów?
Bredził.
- Smutno mi czasem z tego, że nie mam wpływu na stan rzeczy. Bo gdybym miał, to na pewno ta historia by się tak nie skończyła, Reidun. Sprawiłbym, że wszystko wyglądałoby inaczej, ludzie może inaczej by chodzili, może nie musieliby chorować, ale i tak by do nas przychodzili, my dalej byśmy mieli pracę, ponieważ przychodziliby do nas po szczęście i potłuczone fragmenty nieba. Pięknie wyglądałabyś przystrojona w materiały z boskich modlitw.
A wtedy rzeczywistość dookoła mnie zmieniła swoją postać, ponieważ owiał mnie chłód poranka i krzyków matki. Mój półprzezroczysty ojciec nagle zerwał się do siadu, a kiedy pochylał się nade mną, z włosów sypały się skrzydła małych muszek, a jego wyschnięte usta ułożyły się w uśmiech szaleńca. Nie wiem, czy to ściana za mną mnie popchnęła, czy to on mnie załapał za głowę od tyłu, ale nagle znalazłam się bliżej niego, oko w oko z jego postacią, z układanką jego twarzy. W oczach lśniły pozwijane węże, których syczenie pełzło po moich kostkach. Miałam wrażenie, że jak czegoś dotknę, to się zapadnę i już nie wrócę. Jego twarz stała się żółta i lśniła jak płomienie świec, które rozmnożyły się i stały wokół całego pokoju. I wtedy on wyszeptał te słowa, które śnią mi się znowu tej nocy i śniły się już wcześniej, a pewnie będą się śnić jeszcze przez najbliższą wieczność.
- Pewnie bogowie na mnie patrzą już nieprzychylnie, Reidun, pewnie mnie już dawno przeklęli. Ale posłuchaj mnie, córuś… Jeśli nie podoba ci się stan tego świata, zacznij go nazywać. Zacznij nadawać mu własne znaczenie, wypaczaj go, chcę, żebyś uczyniła go własnym miejscem. Zrób z niego swoje gniazdo. A ja będę do ciebie powracać w snach, ponieważ nie możesz się od tego uwolnić teraz. Przekląłem cię z miłości i chcę, żebyś teraz znalazła szczęście w okrutnym świecie.
A ona się rozpłakała i widziała, jak ojciec powoli gaśnie w oczach. Następnego ranka tylko ona i matka wstały z łóżek.
Od tamtej pory nawracają do niej koszmary co jakiś czas, jedne faktycznie z jej ojcem, inne nie. Matka o nich wie, ale to jest jedyny jej wkład w tą sprawę. Być może to rzeczywiście piętno tego, że mieli w rodzinie szaleńca, który przy nieprzytomnym umyśle chciał stać się bogiem. A może to po prostu trauma ostatnich słów ojca i córki, które wcale nie były ckliwe, jak zwykle w takich chwilach bywa.
Nie ma pewności, czy informacja o chorobie i szaleństwie jej ojca była jakoś powszechnie znana. Po pewnym czasie uznała, że nie może dać się zapędzić w kozi róg z powodu jednego wydarzenia, ale wiadomo, że to nie jest coś, z czym wystarczy się tylko „przespać”. Może o tym mówić, ale do momentu, do ustalonej przez siebie granicy, kiedy da znać, że to już koniec tematu. Do dziś nie wie, czym to było spowodowane, czy szaleństwo wiązało się z nagłym i poważnym osłabieniem fizycznym oraz gorączkowaniem, czy tez może było to działanie odgórne. Ale nigdy się tym jakoś bardziej nie interesowała. A przynajmniej nie na co dzień.
No i co. No i nic, żyje sobie dalej, lata po tym cholernym mieście, pomaga w prowadzeniu zakładu, czasem sama coś przyrządzi. I stara się przeżyć. Następny z kolejki, co panu dolega?

Ciekawostki

» Nazywa każdego swoim imieniem. Tak więc jeśli miałeś jakieś imię, to sory bardzo, ale dostałeś od niej już inne.
» Skrycie boi się natury Aspektów i boi się, że jej własny będzie ją przerażać.
» Nie chodzi zwykle do lasów, głównie z respektu. No i strachu.
» Średnio jej wychodzi zapamiętywanie twarzy, ale to najczęściej z powodu przedłożenia obowiązków nad detale. Bo ona pamięć to ma dobrą, ale czasem po prostu nie zwraca uwagi na to, z kim rozmawia czy kogo mija, co czasem jest niezrozumiałe, patrząc na jej umiejętności.
» Matka w pewnym momencie życia miała tez fioła na punkcie materiałów i stwierdziła, że to byłaby fajna opcja, jakby i Reidun potrafiła coś z tymi materiałami zrobić. A potem obie uznały, że hafciarstwo jest satysfakcjonującym sposobem spędzenia czasu w przerwach. No i w sumie tyle.  
» Kaszle. Czasem chrypi. Generalnie nigdy nie może się do końca wyleczyć.
» Jej Aspekt jest uśpiony.
» Ma nawyk bawienia się ustami. Najczęściej małym palcem i kiedy się skupia.
» Nie pamięta, czemu sobie nadała imię Taeil, ale jest prawie pewna, że wtedy to coś znaczyło. A posługuje się nim od… no, co najmniej dziesięciu lat. Bardzo lubi swoje prawdziwe imię, ale Taeil służy jej między innymi za wizytówkę, taką fajną ksywę w biznesie. No i po prostu fajnie brzmi i nie chciała się z nim rozstawać, no.
Powrót do góry Go down
Selphin
Baronessa

Selphin



Za każdą twoją głupotę dąb ułamuje sobie jedną gałąź Empty
PisanieTemat: Re: Za każdą twoją głupotę dąb ułamuje sobie jedną gałąź   Za każdą twoją głupotę dąb ułamuje sobie jedną gałąź PbSQ75uPią Mar 09, 2018 7:07 pm

Karta świetna, akceptuję. Życzę miłej gry. ~
Powrót do góry Go down
 
Za każdą twoją głupotę dąb ułamuje sobie jedną gałąź
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Za jedną z tysiąca szczelin

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: 
Organizacja
 :: 
Kartoteka
 :: Zaakceptowane
-
Skocz do: