HistoriaDzieciństwo było, zwyczajne, aż nader przeciętne – przynajmniej do pewnego czasu. Rodzice go kochali, w domu wiele mu nie brakowało – jego ojciec był jednym z zamożniejszych kupców. Prawdą jest jednak, że jego rodziciel miewał problemy z alkoholem, zwłaszcza kiedy miał dobrą okazję, żeby się napić. Zwykle jednak nie zakłócało to spokoju ogniska domowego. Niestety nastąpił ten dzień.
Byli niewinni. Starali się nigdy nikomu nie szkodzić, żyli w zgodzie z sąsiadami, czasem nawet matka rzucała kilka sztuk złota żebrakom na ulicy. A jednak zostali ukarani, dlaczego oni? Septus wtedy jeszcze nie znał odpowiedzi na to pytanie. Ponoć to była kara, mówiono, że Inkwizycja kilka tygodni temu napadła na jedną z ważniejszych siedzib Apostatów, część heretyków wybito na miejscu, reszta rychło spłonęła na stosach oczyszczenia. Nikt jednak nie spodziewał się, że odpowiedz niewiernych, będzie tak bezlitosna. Zamach musiał być planowany skrupulatnie przez długi czas, a efekt był powalający.
Tego dnia odbywało się jedno z ważniejszych świąt i duża część mieszkańców gromadziła się w świątyniach, by dziękować Bogom za ich przychylność, rodzice młodego Septusa nie stanowili wyjątku – on sam jednak został w domu, gdyż od kilku dni trawiła go gorączka, co prawda stan już się polepszał, ale matka nalegałaby, został w łóżku, tym samym uratowała mu życie.
Obudziło go wielkie poruszenie, jakby całe miasto stanęło na nogi. Potem zabiły dzwony, które w tej sytuacji oznaczały, że miastu może zagrażać niebezpieczeństwo. Ciekawość i obawa Septusa przezwyciężyły zakaz matki i postanowił on sprawdzić, co wywołało taki chaos. Ludzie szeptali coś o wypadku w jednej ze świątyń, próbował dowiedzieć się konkretów, ale wyglądało na to, że ci ludzie sami powielali tylko posłyszane plotki. Niemniej te pogłoski wzbudziły jego obawy, więc ruszył on w stronę Dzielnicy Świątynnej.
Tłumy, które zebrały się na placu, były ogromne, z oddali dochodził płacz kobiet, pokrzykiwanie strażników i przyciszone rozmowy. Wszyscy mówili o tragedii, jaka zdarzyła się w świątyni, niestety wzrost młodego chłopaka nie pozwalał mu dostrzec przybytku wiary. Zaczął się gorączkowo przeciskać przez tabuny ludzi, a z każdym kolejnym krokiem jego zmartwienia się wzmagały, aż w końcu zobaczył świątynie.
Cały dach został zawalony do środka, tym samym grzebiąc wszystkich wiernych zgromadzonych wewnątrz. Po zawalonym stropie biegali gorączkowo strażnicy odgarniający gruz z nadzieją, że uda im się uratować kogokolwiek, jednak z każdym kolejnym wyciąganym ciałem ich zapał malał. Truchła były ustawiane obok, a nad nimi czuwali kapłani błogosławiący truchła i pocieszający rodziny i przyjaciół zmarłych lamentujących nad wszechobecną śmiercią. Wtedy pośród licznych ciał zobaczył swoich rodziców.
Stał tam, gdzie wcześniej jak zamurowany. Po jego twarzy spłynęła łza, a po niej kolejne. Nie rozumiał, nie myślał, nie był w stanie uwierzyć. Jego skołowanie przerwało gwałtowne poruszenie tłumu. Oczy wszystkich skierowały się w stronę zakapturzonego mężczyzny przytrzymywanego przez parę strażników, inni z kolei zakładali mu kajdany na ręce i nogi. Wśród zgromadzonego tłumu zaczęły wydobywać się obelgi: morderca, apostata i wiele coraz bardziej obraźliwych słów. Strażnicy jednak powstrzymywali tłum, aby nie doszło do samosądów. Spośród straży wyróżnił się jeden starszy mężczyzna, lepiej odziany, o pewnym wyrazie twarzy. Rozmawiał ze strażnikami pilnującymi więźnia, mimo gwaru tłumu Septusowi udało się usłyszeć, że ten mężczyzna jest w rzeczywistości jednym z inkwizytorów badających sprawę tragedii, a pojmany mężczyzna to jednany zamachowiec, jakiego udało się złapać.
Apostata podniósł wzrok i spojrzał na Septusa. Uśmiechał się, nieustannie się uśmiechał – a uśmiech ten przepełniony był satysfakcją, jakby nie przejmował się tym, że za kilka dni najpewniej spłonie na placu. Młody chłopak nie wyobrażał sobie, jakim trzeba być człowiekiem, by czerpać satysfakcje z siania takiej rzezi? Chyba zaczął rozumieć, dlaczego inkwizycja jest tak surowa w swoich osądach…
Wezbrał w nim gniew, ten bezczelny wyraz twarzy był tak bardzo prowokujący, nie wytrzymał. Strażnicy dotychczas nie zwracali zbytniej uwagi na skamieniałego chłopca, toteż przemknięcie się im pod nogami nie było trudne. Septus rzucił się na heretyka, zaczął okładać spętanego pięściami, a tłum mu wiwatował – łzy nie przestawały płynąć z jego oczu. Tłum go dopingował, a strażnicy zdezorientowani mieli już odciągać młodego Darkrata, jednak inkwizytor powstrzymał ich gestem, położył rękę na ramieniu chłopaka i przemówił spokojnym głosem.
- Chłopcze, to bez sensu, każdy twój cios dodaje mu sił. – te słowa z ledwością dotarły do uszu młodzieńca. Jedna wstrzymał na chwile swój szał i spojrzał na apostatę – śmiał się, na początku cicho, ale z czasem coraz głośniej i cały czas patrzył głęboko w oczy Septusa.
- Zabił moich rodziców! – wyryczał – Zabił wszystkich! – jego pięść uniosła się ponownie, ale tym razem inkwizytor chwycił jego rękę.
- On i wszyscy odpowiedzialni za ten zamach zostaną ukarani, możesz być pewien, że osobiście o to zadbam, jednak nie pomożesz mi, jeśli zatłuczesz na śmierć jedynego winowajcę, jakiego udało nam się pochwycić. – po tych słowach Septus w końcu się uspokoił.
Inkwizytor spojrzał na niego, następnie na rząd ciał a jego wzrok zatrzymał się na matce, brew mu drgnęła.
- Ty jesteś Septus Darkrat? – chłopak kiwnął głową – Nie znasz mnie, ale ja znałem twoją matkę, kiedyś… - zająknął się – chodź, lepiej udajmy się w jakieś spokojniejsze miejsce – i po chwili zwrócił się do strażników – zabrać to ścierwo przed oblicze Wielkiego Inkwizytora, ja… niebawem wrócę.
I poszli.
***
Z czasem okazało się, że tajemniczy inkwizytor w czasach swojej młodości miał romans z matką Septusa, jednak ze względu na charakter swojej pracy nigdy nie rozwinął tego związku, gdyż bał się, że wrogowie Inkwizycji mogą wykorzystać jego bliskich przeciwko niemu. Postanowił on przygarnąć młodego chłopaka i wychować jak rodzonego syna. O swój dobrobyt nie musieli się martwić, gdyż Septus odziedziczył po rodzicach niemałą kwotę.
Mimo starań Inkwizycji apostacie odpowiedzialnemu za zamach udało się zbiec, tak jakby jego pojmanie również stanowiło część planu heretyków.
Z czasem Septus odkrył swoje zdolności do widzenia magii i ochrony przeciwko niej, wtedy uważał je za mocno bezużyteczne, niebawem miał jednak zmienić swój pogląd.
Znienawidził heretyków. Posadowił dołączyć do inkwizycji. Szkolił się w walce wręcz i sztuce dochodzenia prawdy, poznawał prawidła kościoła i z niecierpliwością czekał na przyznanie mu uprawnień funkcjonariusza inkwizycji.
***
-Jak to nie możesz? – Septus rozgoryczony zwrócił się do swojego przyszywanego ojca.
-Posłuchaj, prowadzę teraz bardzo ważne śledztwo i nie mam czasu do stracenia, ja…
-Nie masz nawet chwili, żeby pomodlić się za moich rodziców? Jeśli to takie ważne to pozwól mi pójść samemu, przecież co takiego może się stać?
-Dobrze, usiądź i posłuchaj, miałem zachować tajemnice, ale ty masz prawo to wiedzieć.
Septus uspokoił się nieco i usiadł. Powodem jego złości był fakt, że nie dość, że przez ostatnie dnie właściwie nie można mu było opuszczać siedziby inkwizycji, to jeszcze nie mógł wybrać się na grób rodziców w rocznice ich śmierci, co dotychczas było ich tradycją i miało dla chłopaka duże znaczenie. Czyżby miał się w końcu dowiedzieć jaki był powód tego aresztu domowego?
- Przed laty obiecałem ci, że odpowiedzialni za śmierć twojej rodziny zostaną ukarani, ale nie wywiązałem się z tej przysięgi, a pod moim okiem zbiegła jedyna osoba mogące nakreślić cokolwiek w tej sprawie, ale teraz mam szanse to naprawić. Znaleźliśmy trop tego apostaty, depcze mu po piętach i obawiam się że on o tym wie, dlatego lepiej by było, żebyś sam nie narażał się na…
-Znaleźliście go?! – młodzieniec przerwał mu gwałtownie – Dlaczego mi nie powiedziałeś? Przecież mogę ci pomóc, nauczyłem się wszystkiego, czego powinienem, umiem o siebie zadbać.
- Nie jesteś jeszcze gotowy, prawdą jest, że nie brakuje ci umiejętności, ale wciąż chce, żebyś coś zrozumiał… musisz wyrzec się zemsty Septusie. Nie polujemy na heretyków z nienawiści, tylko dla dobra ich i całego świata, a ja wciąż widzę w tobie ogień, nie jest to jednak żar wiary i pokory, ale gniew, który łaknie krwi. Musisz się tego wyrzec, jeśli chcesz, żebym poparł twoje referencje.
-Ale jak morza współczuć tym potworom? Żądasz o ode mnie niemożliwego.
-My potępiamy grzech, nie grzesznika, wielu inkwizytorów w dzisiejszych czasach o tym zapomina, nie chce, żebyś był taki, ale pewnego dnia zrozumiesz, a dotychczas pozostań w siedzibę inkwizycji, dopóki nie zajmę się tą sprawą.
Septus wiedział, że dalsza dyskusja nie ma sensu i nic więcej nie wskóra, co nie znaczy, że zamierzał się poddać.
Wymoknął się pod wieczór, nie było to trudne, gdyż właściwie nikt go nie pilnował, co tylko przekonywało go zapewnieniu, że obawy starego inkwizytora były niepotrzebne, bo gdyby były to przecież zabroniono by strażnikom go przepuszczać. Właściwie prawie nigdy nie sprzeciwiał się rozkazom przyszywanego ojca, ale tym razem musiał to zrobić, przecież nie jest już małym dzieckiem, a nigdy nie wybaczyłby sobie, gdyby tego dnia nie udał się na ich mogiłę. Choć sam już nie był pewien czy robił to dla nich, czy dla siebie, co chciał udowodnić?
Dotarł na cmentarz, ale zanim zdążył pochylić głowę w modlitwie, usłyszał cichy śmiech, znajomy śmiech.
- Dlaczego on musi mieć zawsze racje? – rzucił Septus, bardziej do siebie niż do osoby stojącej za jego plecami. Następnie odwrócił się, wydzierając miecz z pochwy. To był on, z tym samym uśmieszkiem i prowokacyjnym wyrazem twarzy.
- Jednak przyszedłeś, inni twierdzili, że nie będziesz tak głupi, chyba cię przecenili. – powróciły wspomnienia i pragnienie zemsty, Septus rzucił się do ataku. Cięcie gładko przeszyło bok mężczyzny, tworząc głęboką ranę. Apostata stał nadal niewzruszony, jedynie uśmiech się poszerzył.
- Dość tych gierek! – Septus z rozgoryczeniem dokonał kolejnego zamachu, jednak tym razem wróg zareagował, chwycił ostrze jego miecza gołą dłonią i szarpnięciem wyrwał mu je z ręki. Normalny człowiek uciąłby sobie palce, ale zamiast tego z dłoni napastnika pociekła tylko cienka strużka krwi. Potem z nadludzką prędkością skrócił dystans między nimi i pięścią huknął Septusa w głowę. „Skąd on miał w sobie tyle siły?”, przeleciała mu przez głowę ostatnia myśl, kiedy opadał na ziemie bez świadomości.
Kiedy się obudził, był cały obolały. Siedział na jakimś krześle, czuł, że jego ręce są przywiązane sznurem do oparcia. Zdecydował się otworzyć oczy. Ujrzał wnętrze jakiejś rudery chylącej się ku upadkowi i dwóch mężczyzn, jeden którego twarz doskonale pamiętał – jego ran ciągle sączyła się krew, ale on jakby nie zwracał na to uwagi, drugi nieznajomy stał zwrócony tyłem i Septus nie widział jego twarzy. Po chwili ranny apostata zauważył przebudzenie więźnia i zwrócił się do niego, podchodząc do krzesła.
-Wreszcie się obudziłeś, teraz możemy zacząć zabawę. – Septus spróbował coś powiedzieć, ale dopiero teraz zorientował się że jest zakneblowany – Ale najpierw wyślemy wiadomość dla twojego przyjaciela – mówiąc to, wyciągnął zza płaszcza sztylet i rozciął więzy krępujące prawą dłoń młodzieńca, następnie chwycił tę rękę w żelaznym uścisku. Septus próbował się wyrwać, ale próby te były daremne. Następnie apostata chwycił serdeczny palec chłopaka i jednym sprawnym ruchem odciął go.
Ciało młodego człowieka przeszył niewyobrażalny ból, a jego potępieńczy jęk został z ledwością stłumiony przez knebel. Zamglonym wzrokiem dostrzegł, jak heretyk zawinął odcięty palec w chusteczkę i przekazał go swojemu towarzyszowi który kiwnął głową porozumiewawczo i wyszedł z pomieszczenia. W tym czasie Septus mimo cierpienia jakie produkowała jego pulsująca bólem rana, spróbował poluzować więzy drugiej ręki – na niewiele się to jednak zdało, gdyż prędko uwaga apostaty znowu skierowała się na więźniu. Podszedł i ponownie chwycił rękę ofiary. Uśmiech na jego twarzy by przerażającym widokiem. Złapał on palec wskazujący, odchylił do tyłu i nastąpił trzask. Kolejna fala bólu przeszyła Septusa na wskroś, ale to nie był koniec. Apostata chwytał kolejne palce i łamał jeden po drugim i za każdym razem ból towarzyszący młodzieńcowi potęgował się, a kiedy myślał, że nie może być gorzej i zarazem skończyły się palce do łamania, wtedy jego kat uniósł sztylet i zaczął powoli i z namaszczeniem nacinać skórę na powierzchni dłoni, a kiedy mu się to nudziło wracał do połamanych palców i wykręcał je jeszcze bardziej. Septus nie wie, czy trwało to godziny, czy minuty, bo każda sekunda była wiecznością przepełnioną cierpieniem.
W końcu przez barierę nieskończonych katuszy przebił się hałas na zewnątrz. Apostata wyrwany z ekstazy odwrócił się w stronę drzwi które otworzyły się z hukiem. Stał w nich jego przyszywany ojciec z dobytym w ręce mieczem z którego spływały strużki krwi. Heretyk zdawał się nie dziwić w gule jego obecnością.
- Przyszedłeś sam? – zwrócił się do niego apostata.
W odpowiedzi otrzymał nieznaczne skinienie głową, po czym inkwizytor dodał:
-Wypuść chłopaka.
-Ależ proszę bardzo, dotrzymuje umów, zresztą dostałem już to, co chciałem – mówiąc to, zamachnął się i rozciął więzy krępujące drugą dłoń Septusa. Następnie dobył drugiego sztyletu i rzucił się na inkwizytora.
Nie walczył jak człowiek, jego ruchy były zabójczo szybkie, jeszcze szybsze niż wcześniej. Widać było że stary inkwizytor, mimo iż miał ogromne doświadczenie z mieczem, jest skazany na porażkę w starciu z taką furią. Muszę mu pomóc, pomyślał Septus i mimo niewyobrażalnego bólu bijącego z jego prawej dłoni, wykorzystał drugą rękę, żeby pozbyć się więzów na nogach i knebla, ale jego czas się kończył, bo inkwizytor otrzymał już kilka ran. Mimo iż wyzwolił się z więzów, to uświadomił sobie swoją bezradność – ten apostata był niczym maszyna do zabijania, jak miał się z tym mierzyć? Czy to jego aspekt był naprawdę tak potężny. Wtedy go olśniło. Zamknął oczy i otworzył raz jeszcze, ale tym razem widział więcej. Od mężczyzny z szaleńczym uśmiechem biła krwiści czerwona aura, tak, ten człowiek zdecydowanie wykorzystywał swój aspekt, co więcej Septus już chyba wiedział jak była jego nazwa. Wtedy poczuł coś, czego nie czuł nigdy wcześniej, kiedy używał swoich mocy. Rozpoznał nową moc, potężna, czającą się w głębi jego jestestwa. Nie zawahał się jej wykorzystać. Spróbował naprzeć mocą, używając nowo odkrytą zdolność, ale czuł jakąś blokadę, czegoś brakowało. Jednak Septus już wiedział, co było potrzebne, mały, niemal nieistotny element werbalny.
Septus otwierał właśnie usta zbierając Heyat i w tym samym momencie sztylet przeszył serce ostatniej bliskiej osoby jaka została mu na tym świecie. Padł martwy na ziemie. Młodzieniec zamarł.
Apostata jakby nigdy nic wytarł sztylety w ciało zamordowanego i zbierał się do wyjścia, ale zatrzymał się, gdy usłyszał jedno słowo wypowiedziane z ust stojącego za nim chłopaka.
-Ból. – Septus wypowiedział nazwę aspektu apostaty, miano kturego się domyślił. I wygląda na to dokonał właściwego wyboru. Niewidzialna moc jakby otrzymując zezwolenie na atak uderzyła, z furią w apostatę z łatwością łamiąc kruchą bariatrę jego umysłu. Czerwień zgasła.
Septus wyłączył zbędną już wizje która i tak by niewiele mu teraz powiedziała, bo właśnie odebrał heretykowi jego moc która oddawała mu sił i nie pozwalała umrzeć, która pozwalała czerpać siłe z cierpienia własnego i innych czyniąc go niepokonanym.
Mężczyzna odwrócił się w stronę chłopaka. Uśmiech po raz pierwszy zszedł z jego twarzy. Jego rany nieobejmowane już mocą aspektu zaczęły krwawić obficie i zanim padł nieprzytomny na ziemie, zdążył wypowiedzieć tylko jedno słowo:
-Jak?
Septus stanął, nad nieprzytomnym mężczyzną, mimo nieustającego bólu spróbował skupić myśli. Teraz mógł dokonać zemsty, ukarać heretyka za wszystkie grzechy jakich się dopuścił. I wtedy spojrzał na martwego inkwizytora, przypominając sobie jego słowa „musisz wyrzec się zemsty”, on chciałby, żeby doprowadził tego człowieka przed oblicze Wielkiego Inkwizytora wymierzył mu sprawiedliwą karą. Aby dać mu szanse zbawienia, czyż nie? Wtedy coś sobie uświadomił. Przez ten cały czas nie wierzył jak człowiek, może być takim potworem, zrozumiał to dopiero teraz poprzez odczuwane katusze. Człowiek nie był potworem, to potwór przejął nad nim władze. Potwór którego nie jest łatwo pokonać, ale chyba właśnie odkrył sposób. Jest dla nich szansa, jeszcze będziesz ze mnie dumny ojcze.
***
Apostata się obudził . Leżał. Spróbował odruchowo zerwać się i zilustrować otoczenie, dopiero po chwili uświadomił sobie że jest przykuty to sporego dębowego stołu. Co więcej, jest nagi, choć jego ciało pokrywają liczne bandaże. Rozejrzał się po pomieszczeniu – i wtedy uświadomił sobie, że to jego koniec. Pomieszczenie wypełnione było wszelkiego rodzaju cęgami, dłutami młotkami i wieloma innymi urządzeniami które heretykowi były dobrze znane – sam używał ich, kiedy chciał upajać się bólem swoich ofiar. Teraz też czuł ból niezagojonych jeszcze ran, ale nie towarzyszyła mu ekstaza – żadna siła, potęga została mu odebrana, cały czas czuł we wnętrzu siebie okropną pustkę jakby ktoś wydarł jego dusze i skąpał ją w pomyjach. W rogu pomieszczeniu ujrzał palenisko przy którym stał ten cholerny mały, szczyl, któremu zawdzięcza swój los. Jego prawa ręka była cała obandażowana, a w drugiej trzymał metalowy pręt, którego drugi koniec leżał w palenisku i właśnie rozgrzewał się do czerwoności.
- Na początku będziesz mnie nienawidzić, ale to minie – odezwał się chłopak – Razem przejdziemy przez drogę twojego odkupienia. – apostatę ogarnął dziki strach.
-Wiedz nie mam ci za złe tego, co mi zrobiłeś, to pozwoliło w końcu zrozumieć sens pracy inkwizycji. Wiesz, że jesteś moim testem? Kiedy skończymy, ja najpewniej otrzymam upragniony tytuł inkwizytora, a ty będziesz miał szanse na uzyskanie przebaczenia bogów, ale nie cieszysz się z tego powodu, prawda? Ale to nic, dojdziemy do tego małymi kroczkami, ah i z góry przepraszam z mój brak profesjonalizmu, ciągle jeszcze się uczę, właściwie będziesz pierwszą osobą którą przesłucham, ale na pewno nie ostatnią.
Septus powstał, wyciągając pręt z paleniska.
-Przejdziemy przez to razem – na twarzy młodzieńca pojawił się delikatny przyjacielski uśmiech, uśmiech, mimo że szczery wydał się dla apostaty iście przerażający.